Trzy historie jej końca


  • Żałość
Delikatne krople słonawej mżawki nieśmiało liżą rozwichrzone włosy. Słońce znika z nieboskłonu; kryje się w, niedostępnej dla zwykłych śmiertelników, przystani.
Setka skłębionych, szarawych chmur czuwa nad samotną postacią. Ona jednak nie lęka się melancholijnych strażników. Uparcie podąża wydeptaną, przez leśnych amatorów, ścieżką.
Dociera do miejsca, w którym jej serce rozdzierane jest na niesprawiedliwe kawałki, a ptasia żałość wypełnia ciasną atmosferę. Poprzez smutne kwilenie, wszystko wokół pogrąża się w niemej żałobie. Kobieta roni łzę i klęka przy świeżo usypanym grobie. Kładzie białą, niczym nieskalaną, różę. Kwiat emanuje, niespotykaną dotąd, siłą. Jej takiej brakuje. Po śmierci Ukochanego życie legło pod gruzami szalonej rzeczywistości. A ona nie potrafi wyzbyć się, klaustrofobicznego wręcz, lęku. Przykłada broń do skroni, chłonąc słodki chłód. Zamyka oczy szepcząc: "Do zobaczenia" i pociąga za spust. 


  • Przeznaczenie

Księżyc tajemniczo lśni na atramencie nieba. Wieczorny zefir niedbale kąsa soczyste listki dębu. Niewzruszona sowa pohukuje gdzieś w oddali. A oni wciąż posuwają się dalej.
Mężczyzna niestrudzenie ciągnie niewiotkie ciało po, wilgotnej od wieczornej rosy, ziemi. Kobieta zaś szamocze się niemiłosiernie, sącząc perliste łezki. Umorusana błotem, skalana złem i naznaczona przez los. Nie chce, by tutaj dopadł ją życia kres.
Docierają na miejsce. Cień drzewa zakrywa tę scenę. Tutaj dopełni się przeznaczenie. Błysk noża, cichy jęk.
I nie ma nic. Nie ma już jej. 


 
  • Zmierzch życia 

Cieniusieńka struna drży w słodkim podnieceniu. Smukłe palce tańczą gorączkowo, wygrywając pieszczotliwe nuty. Grzeszna to melodia. Upycha chwile ulotne do starych pudeł na stryszku. Uśmiech grzebie w udeptanej ziemi. Radość zamyka w zatęchłej kryjówce.
Krucha kobietka wdrapuje się na stół z ciemnego drewna. Drżą jej bladziutkie kolana. Piersi falują pospiesznie. Zakłada ciasną pętlę na szyję. Z oczu płyną łzy. Robi drobny krok. Zastępuje on śmiały skok. Lina się napina. Ciało truchleje w powietrzu, lecz dziewczyna nie łapie tchu. Sinieje na twarzy, oblepionej bukietem słonych kropli i sennych marzeń.
Ostatnie jej spazmy raczysz Utworem Końca. Setką lirycznych szarpnięć, doprawionych dramatycznym pyłem markotnej rzeczywistości. Nastąpił zmierzch życia. Zmierzch podrygującej szarości.

3 komentarze:

Uzależnienie says:
at: 24 października 2013 07:45 pisze...

ach, ta Twoja kombinacja i styl łączenia słów...

Kokilka Impetyka says:
at: 24 października 2013 10:32 pisze...

Staram się ;-)

Uzależnienie says:
at: 24 października 2013 22:27 pisze...

zakochałam się w nich. nie staraj się tylko pisz tak jak piszesz, jak czujesz. ^^

Prześlij komentarz