Słowa zlewają się w zbędny strumień nieprzemyślanych metafor.
Ogień hardych epitetów jątrzy mój mózg.
Liście szemrzą na wietrze wnioski niebrzydkie, com nie raz w kadzi bezdennej topiła.
I wzniecam ogień. Z żaru miłości wybucha.
Jego ogromu boi się sama Kostucha.
1 komentarze:
at: 1 stycznia 2014 05:02 pisze...
tak wiele chciałoby się napisać, jednak nie zawsze starcza słów.
Prześlij komentarz